Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

wania. Wprawdzie przypominał sobie, że chodził do szkółki w Wieliczce przy kościele, nauczył się tu czytać drukowane, a co do pisania, do tego nie mając zdolności, później dopiero, gdy rachunki trzymać musiał, nauczył się sam grzyzmolić naśladując litery drukowane. List więc jego, sam on to czuł, wiele musiał zostawiać do życzenia, a posłużyć się na tym dworze kimkolwiekbądź, nie było bezpiecznie. Westchnął na to, że nie przewidział, jak się pisanina w życiu na wiele przydać mogła.
Następnych dni nie było co robić. Biały, chociaż nie zapominał o gościu, nadto był zajęty, ażeby przy nim godzinami siedział. Najadłszy się, napiwszy, wyspawszy, dowiedziawszy do koni, pogawędziwszy ze starszym sługą, Dudycz zostawał sam i nie miał co innego do czynienia, oprócz, że na ławie w oknie siadłszy, w podwórze patrzył.
Ta zaś część jego, którą miał przed oczyma, zbyt urozmaiconego nie dawała widoku. Przeprowadzano tędy konie do wodopoju, przenoszono siano i obroki do stajen, szli parobcy, przeciągali żołnierze, a pod wieczór wiatr zamiatał rozsypane siano i śmiecie, lub resztki suchego śniegu, który już pruszyć zaczynał.
Biały, niewymowny, prawie codzień jedno powtarzał przyszedłszy.
— Najadłeś się?