Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się to działo w Krakowie, nieszczęśliwy Dudycz, o którym zupełnie zapomniano, siedział na pokucie w Wiśniczu, i byłby może tam pozostał niewiedzieć jak długo, gdyby w końcu nie odważył się drukowanemi głoskami najdziwaczniejszego listu wystylizować do Bonera, o litość go prosząc.
Podskarbi wpół żartem szepnął o tem staremu królowi i prosił go, aby on Bony o dworzanina swego spytał, a o powrót się dopomniał. Boner dodał śmiejąc się, że zesłano Dudycza dlatego, aby miłostkom Augusta nie był na przeszkodzie.
Zygmunt, choć powierzchowność Dudycza nie zdawała mu się dla nikogo niebezpieczną, przy pierwszym spotkaniu królowę zagadnął o dworzanina i dodał:
— Jest mi potrzebny...
Bona teraz go sobie dopiero przypomniała, a że wcale już się teraz natręctwa z jego strony nie obawiała, posłała do Kmity, aby jej gońca napowrót z listem odprawił.
Groziło już Petrkowi na tem wygnaniu, że się na piwie marszałkowskiem mógł rozpić, bo nie mając nic do czynienia, zimnego i grzanego nadużywał, gdy szczęściem Biały przyszedł do niego z wesołą nowiną, że list dziś otrzyma i do Krakowa powracać może.
W godzinę niespełna Dudycz był gotowym,