Od tych lat, gdy trzpiotowata czarnooka Włoszka dawała się ściskać i całować ledwie dorastającemu Augustowi, upłynęło czasu wiele. Teraz było to dziewczę bardzo dojrzałe, śmiałe aż do cynizmu, lekceważące sobie przyszłość, niewiele ceniące ludzi, ale na dnie serca noszące wiele zawiedzionych nadziei i trochę miłości dla istot wybranych.
Taką dla Dżemmy była Bianka, nad którą miała politowanie, bo przewidywała los dla niej taki, jaki samą spotkał — okrutniejszy może, bo w inny ufała i wierzyła.
Ostrzegała często biedną, ale ona słuchać nie chciała.
August zobaczywszy ją, gdy się spodziewał kogo innego, niebardzo rad był może, lecz śmiała Bianka weszła.
— Dżemma jest przy królowej — rzekła — a gdym W. Miłość tu zastała — odezwała się podchodząc — bardzom rada, bo dawno noszę na ustach słowo, prośbę, której nie mogłam wypowiedzieć.
August podniósł oczy, był pewny, że chodzi o jakiś podarek, który śmiałe dziewczę w imię dawnych wspomnień chce wyłudzić.
— Cóż chcesz, moja Bianko? — zapytał.
— Nie dla mnie — odparła zatrzymując się w pewnem oddaleniu — coś dla Dżemmy bym wyjednać chciała.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.