— Dziwaczysz! — rzekł.
Wolnym krokiem odstąpiła od niego piękna Włoszka i poszła usiąść na swem krześle. Twarzyczka się jej nie rozjaśniała, milczeli dosyć długo, spoglądając ku sobie.
— A! — poczęła wrzeszcie nie mogąc się dłużej utrzymać Dżemma — co ja cierpię! Zazdrość mnie spali!
— O kogoż jesteś zazdrośną?
— O tę, która przybywa — mówiła Włoszka. — Wy mnie nie chcieliście pokazać jej wizerunku, chociaż wiem że go macie. Alem widziała u królowej. Młoda bardzo, piękna.
— Nie tak jak ty?
— Ale ja.. żoną nie jestem! — westchnęła Włoszka. — Ona mieć będzie wszystkie twoje godziny, ja kradzione. Przez ten czas, gdy ani widzieć ani słyszeć was nie będę, zazdrość mnie zadławi. Umrę...
Porwała się z siedzenia.
— Nie, nie, tak pozostać nie może — dodała. — Mam do was prośbę, mylę się, mam żądanie, które spełnić musicie. Noszę się z niem.
Spojrzała mu w oczy.
— Spełnisz je? — zapytała.
— Jeżeli jest w mojej mocy — rzekł August.
— Nie, choćby nie było w mocy waszej, musicie wszelkiemi sposoby postarać u matki, aby się tak stało jak ja chcę.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.