— Dziecko — odezwał się młody król pomilczawszy — z twoim temperamentem, niecierpliwością, narażać się na to, aby twoją i moją tajemnicę natychmiast odkryto.
Dżemma ruszyła ramionami.
— Jaką tajemnicę? — odparła. — Ja nie mam żadnej, i wasza, jeżeliście z waszej miłości dla mnie czynić ją chcieli, dla nikogo nie jest zakrytą. Wszyscy wiedzą, że ja was kocham. Chcę aby to na cztery strony świata otrąbiono na krakowskim rynku... Co mi tam! Tak, jestem niczem więcej jak kochanką młodego króla, ale mam jego serce, a tamta będzie żoną i nie dostanie nic... oprócz pierścionka i zimnej dłoni.
Gdy to mówiła, król wsparty na ręku milczał, słuchał i przestrogi Bianki może mu na myśl przychodziły. Dżemmę trudno pohamować było, a on, łagodny dla niej, słaby bo rozkochany, mniej mógł to niż ktokolwiek inny.
Nie otrzymując odpowiedzi Dżemma, zbliżyła się do siedzącego, położyła mu obie ręce na ramionach, zbliżyła usta do czoła, starała się dobyć słowo, wyjednać obietnicę.
August milczał.
— Mów, dopomożesz do tego? — szeptała — królowa teraz dla ciebie zrobi wszystko... a ona może co zechce.
— Wiesz, iż ona jak najmniej mięszać się zamierza do tego, co się tyczy młodej pani.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.