mógł być powodem do wezwania. Nie przywiązywał do niego zbytniej wagi.
Godzina była wieczorna, stary Zygmunt spoczywał już na łożu swem i jeden dworzanin stał u drzwi, który na znak dany przez niego natychmiast zniknął.
August ucałował rękę ojca, który mu się przypatrywał długo, bacznie, nim mówić począł.
— Listy dziś z Wiednia nadeszły — rzekł powoli, rzucając słowo po słowie. — Elżbieta wkrótce wyrusza w podróż. Jest to chwila w życiu twem ważna, o przyszłości stanowiąca. Bóg świadek, żem dla przyszłego szczęścia twojego uczynił co było w mej mocy. Żonę mieć będziesz wychowaną pod okiem dostojnej matki, dziecię miłe, łagodne, posłuszne... kochać je i z miłością przyjąć potrzeba.
Stary król westchnął.
— Matka ma uprzedzenia, nie lubi jej, nie życzyła sobie — ciągnął dalej — wiem o tem i spodziewam się, że się to odmieni. Nie dajże w siebie przelać tych uprzedzeń i niechęci.
August stał słuchając niemy.
— Z tego dziecięcia — mówił stary — bo to jeszcze jest niemal dziecię, wszystko uczynisz co zechcesz... Bierzemy je i za szczęście jego jesteśmy odpowiedzialni. Rozumiesz?
Syn skłonił głowę.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.