signory Dżemmy. Jej Piękność i moja Brzydkość chcemy doskonale się przypatrzeć wjazdowi, a wasza Usłużność powinieneś w rynku dla nas wyprosić lub kupić okno, z któregobyśmy i patrzeć mogły i być widziane. A masz wiedzieć, że w ladajakiem towarzystwie i u małego okienka pannom królowej pokazać się nie godzi!
Nogi za pas! panie Dudycz, w drogę i za godzinę masz się stawić z odpowiedzią: że okno w wieńce ustrojono, a ławki dla nas kobiercami obleczono.
Petrek zaledwie przebudzony słuchał oszołomiony niewiele rozumiejąc w początku — naostatek wiedząc o co chodziło, wstał się ubierać, aby zdawszy na towarzysza srebra i ludzi, natychmiast biedz na miasto. Rzecz na pozór łatwa do wykonania, z powodu opóźnienia mogła się stać bardzo trudną; lecz Dudycz gotów był zapłacić, byle ubóstwianej rozkaz został spełniony.
Jakoż w godzinę potem powrócił spotniały i przez Zamechską oznajmił Biance, że w kamienicy naprzeciwko św. Wojciecha na rogu, na dole osobną izdebkę dostał dla panien.
Nie przyszło mu to łatwo, lecz o tem nie mówił. Najwięcej dolegało biednemu, że on sam z powodu służby, pannom towarzyszyć nie mógł. Na to jednak chciał poradzić, potajemnie kogoś zostawując na miejscu swojem. Dla Dżemmy ofiara żadna nie była za wielką.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.