część kobiety widziały na zamku, wyciągający właśnie naprzeciw Elżbiecie.
Dżemma wstała, poszła do okna, wychyliła się, wsparła na niem i oczy wlepiła w ulicę. Ale nierychło ukazał się ten, którego szukała, którego wzrok, jak się jej zdawało, powinien ją był tu przeczuć i znaleźć.
Naostatek, w towarzystwie Ks. Pruskiego i Cieszyńskiego, Zygmunt August ukazał się w sukni białej srebrzystej, niemieckim krojem, na gniadym rumaku w perłowej dece.
Jechał piękny, zadumany, poważny, szlachetnem obliczem królewskiem tak się odróżniając od wszystkich co go otaczali, iż twarze wyraziste, dumne ale pospolitszych rysów dwóch książąt jadących u jego boku, wydawały się dziwnie barbarzyńskie... Postawa, wejrzenie, wszystko w nim króla znamionowało.
Dżemma zbladła, a Bianka mogła dostrzedz drżenie, którem każdy muskuł jej twarzyczki się poruszał.
Oczy nadjeżdżającego Augusta, który dotąd patrzał chłodno przed siebie, nic nie zdając się widzieć, jakby pociągnięte jakąś siłą tajemniczą, nagle zwróciły się ku narożnej kamienicy, i, tak jak przeczuła Dżemma, padły na nią.
Spotkały się te dwa wzroki i na chwilę utonęły w sobie; gniady wierzchowiec króla, jakby
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.