Biedna ofiara, upadająca pod ciężarem sukni i znużenia dnia tego, uśmiechała się do końca, usiłowała mężnie wytrwać, bladła i rumieniła się, ale nie okazała po sobie, że sił ostatek dobywała.
Gdy się to działo w komnatach wielkich, oświeconych i strojnych, w całym blasku i przepychu królewskim, mieszkanie tymczasowo przeznaczone dla Elżbiety fraucymer jej spiesznie przygotowywał tak, aby w niem spocząć mogła.
Niespokojna, blada, ale mężna ochmistrzyni, przyjaciółka, zastępująca matkę, Kätchen Hölzelinowna, w mgnieniu oka usłała łoże, dobyła suknie i bieliznę, i chodziła modląc się niespokojna w oczekiwaniu na swą biedną panią.
Znała ona ją i jej siły lepiej niż ktokolwiek w świecie, bo była przy niej od dzieciństwa, bo ją jak matka kochała. Dlatego taki niepokój ogarniał Kätchen teraz, gdy rozważała czy dziecku starczy mocy na podołanie wszystkim wrażeniom i ciężkim trudom, jakie ją tu czekały.
Kätchen nie chciała nic jeść, nie usiadła, nie mogła się uspokoić, ażby swej pani się doczekała.
Co chwila podbiegała ku drzwiom, przysłuchiwała się szmerom dochodzącym tu od pokojów, i łamała ręce, gdy coraz później się robiło, a pani jej nie przybywała.
Czas wydawał się jej nieprzebytym. Naosta-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.