Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

Najmniejszy szmer w korytarzu ją poruszał, jakby ku drzwiom biedz chciała.
Usłyszała zbliżające się zwolna kroki i podniosła się. Rękę przyłożyła do serca, dech wstrzymując czekała.
Chód powolny zdawał się zwracać ku progowi jej mieszkania, zatrzymał, ucho pochwyciło szelest u klamki — drzwi uchyliły się zwolna. Przed nią stał August.
Obie ręce wyciągnąwszy ku niemu Włoszka chciała się porwać z ziemi, lecz nim się poruszyła, on siedział już przy niej, objął ją wpół i całował.
Wśród uścisku odepchnęła go nagle od siebie.
— Nie! ty jej kochać nie będziesz! — zakrzyknęła — powiedz? Ty mnie dla niej nie zdradzisz? Ja jej nie zazdroszczę korony... będzie królową, ja pozostanę kochanką.
August odpowiedział uściskiem.
— Uspokój się Dżemma — dodał głaszcząc ją po twarzy — powinnaś mi wierzyć i być cierpliwą.
Muszę spełniać wolę ojca.
— Ale ona za kotarę waszego łoża, w tajemnice życia sięgać nie może — zawołała namiętnie Dżemma. — Okaż jej zawczasu, że na serce i miłość narzucona rachować nie powinna.
A! zgniotłabym ją i zdusiła to pisklę niemieckie, gdyby ręce moje jej dosiągnęły. Nienawidzę