Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

jej. Z jakim słodkim uśmieszkiem patrzyła na ciebie, bezwstydna!
Dżemma zakryła sobie oczy.
Po chwili milczenia odsłoniła je, twarz pałała.
— A! mamy królowę matkę za sobą — rzekła — ta nie dopuści, aby ona tu panowała, ta rozdzieli was, bo ją nienawidzi! Królowa jest tu wszechwładną... król musi uledz w końcu. Byleby przeszły te uroczystości weselne, byle się to raz skończyło, byleśmy zostali sami.
August wstał. Godzina była spóźniona. Dżemma próżno zawisłszy mu na szyi, wstrzymywała go, służba z Opalińskim czekała na niego, a wkrótce o przygotowaniach do ślubu i koronacyi myśleć było potrzeba.



Dla królowej Bony były to dni do przebycia najcięższe, najstraszniejsze, za które dobrze się pomścić obiecywała.
Niezdolna do poskramiania się i udawania, czuła, że na jej twarzy obcy i swoi czytają, iż została zwyciężoną, że musiała być posłuszną, ona, która tu chciała i była w istocie panią.
Król Zygmunt nie dopuszczając do sporów, dawał rozkazy — potrzeba się było stosować do nich; lecz królowa na każdym kroku, w każdym