dzę, że u was na dworze niełatwo wszystko zrozumieć i kto chce się zbliżyć do ludzi, ostrożnie stąpać musi. Bodaj czy nie dzieli się i dwór i kraj na dwa obozy?
Dudycz, który obszernie się rozgadywać o tem nie lubił, głową tylko kiwnął potwierdzając.
Kupiec uśmiechnął się.
— A wy, czcigodny panie, do którego się obozu liczycie?
— Ja? ja? — odparł Petrek zamyślając się — prawdę rzekłszy, trudno mi to oznaczyć. Jestem dworzaninem króla JMości starego, miałem zamiar wpisać się do dworzan młodego, a u królowej starej jestem też zapisany niezgorzej.
I po chwili namysłu dodał naiwnie.
— Ja trzymam przedewszystkiem z sobą samym.
Zdawało mu się to dowcipnem i uśmiechnął się zadowolony z siebie, patrząc w oczy kupcowi, który dał mu aprobatę.
— Macie słuszność, to najbezpieczniej — rzekł.
— Jeśli się nie mylę — dodał Weneta po małym przestanku — przyznajcie się, ta wczorajsza piękna bardzo Włoszka, co tak dumnie siedząc, do nikogo się odzywać nie raczyła, nieprawdaż? wpadła wam w oko?
Dudycz się nie zaparł, był z tego dumny.
— Ha! nieprawdaż? na królowę wygląda?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.