Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— W twoim wieku! w twoim wieku! — zamruczała — tak się zadurzyć w kobiecie, która na ciebie spojrzeć nie chce, niepojęta rzecz.
Dudycz był dumny tem.
— Mniej stary jestem niż się wydaję — rzekł — no i zobaczy miłość wasza, że na swojem postawię.
— Teraz kiedy Włoszka starej królowej najpotrzebniejsza? — spytała Zamechska.
— A staremu królowi największą zawadą? — dodał Petrek.
— Ale cóż nasz dobry, stary król znaczy? — zaszeptała ochmistrzyni.
Dudycz głową potrząsał.
— Da się to widzieć — zamknął — da się to widzieć.
To mówiąc wstał.
— Łasce i względom waszej miłości się polecam — rzekł z ukłonem.
— Abym ci do wykradzenia dopomagała! — szydersko zawołała Zamechska. — Nie takam głupia.
Dudycz już szedł ku drzwiom, i zawrócił się jeszcze ku ochmistrzyni.
— Jutro młoda królowa podarki przyjmować będzie — rzekł cicho. — Ciekawym co też Bona dla niej nagotowała. Wszak to nie musi być tajemnicą.
— Mylisz się i w tem — odparła ochmi-