sznie. Postaram się o to co najprędzej, aby Zygmunta wysłano.
— Dokąd? — zapytał Gamrat.
— Na Litwę — odparła Bona. — Król możeby mu dał rychlej Mazowsze, bo o swą Litwę zazdrośny, ale ja nie chcę aby zawładnął Mazowszem. Mam inne zamiary.
Arcybiskup głową potrząsnął.
— Na Litwę — rzekł — gdy wyprawicie go, a posiedzi dłużej, doniosą o tem do Pragi, dopomni się groźno ojciec aby żona jechała za nim. Oprzeć się temu będzie trudno. Stracicie ich z oczu oboje, a naówczas...
Bona rękami strzepnęła.
— Masz słuszność — zawołała — ja ich od siebie puścić nie powinnam, ale oboje razem tu trzymając, zapobiedz będzie trudno, aby się nie zbliżyli do siebie. Król stary jest uparty, August ma serce miękkie... może w nim litość obudzić. Trzeba ich rozłączyć, trzeba znaleźć środek jakiś...
Gamrat przerwał.
— Nie widzę żadnego innego, oprócz wyprawienia na Litwę lub Mazowsze, ale pilno czuwać przyjdzie, aby mu tam stary król małżonki nie posłał.
— Może się zapobiedz, ściągnąć — szepnęła królowa. — Będę pracować, czuwać, przeszkadzać.
To mówiąc, rękę białą położyła na ramieniu arcybiskupa.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.