Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nareście kiedyś się to skończyć musi — przerwał Gamrat. — Książęta Pruski i Lignicki długo siedzieć nie będą. Porozjeżdża się to powoli, zostaniemy sami.
Zadumała się królowa. Gamrat dał jej tak ukoić się trochę i widząc uśmierzoną, rzekł powolnie.
— Powrócić wam trzeba, miłościwa pani, do dawnego trybu, do obojętności pozornej, do chłodu. Wiele rzeczy niewidzieć, niesłyszeć i nierozumieć.
— Tak, uniosłam się — odparła królowa — przyznaję to, alem wytrzymać już nie mogła, tak długo w sobie zmuszona ukrywać to wrzenie, które przybycie Elżbiety do wybuchu doprowadziło !
— Starego króla ukołyszcie! — dodał Gamrat. — Wnoszę z tego coś miłość wasza tu z sobą przyniosła, że burza musiała być niemała, a rozstanie bez pojednania.
Bona wstrząsła ramionami.
— Gdy zechcę — odezwała się — jednem skinieniem go uspokoję. Potrzebuje stary wypoczynku, ulegnie.
— I z tem będzie lepiej — dokończył powstając arcybiskup. — Wstępnym bojem my tu nic nie poradzimy, ale podstępnym tylko!
Uśmiechnął się, królowa rękę mu podała.
— Nie opuszczajcież mnie — dorzuciła szybko. — Ty, Kmita, Opaliński, na was rachuję. Opa-