Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

nie słyszała wchodzącej. Królowa stanęła nad nią długo się przypatrując, nim otwarłszy oczy Włoszka ją zobaczyła i poznała.
Zwolna podniosła się, ale ból, który ją rzucił obezwładnioną i bezprzytomną na podłogę, odebrał siły, wstać nie mogła.
A coż dla niej znaczyła w tej chwili królowa i wszystkie w świecie królestwa, gdy ten jedyny, co dla niej był światem, porzucił ją, stał się jej niewiernym.
Zazdrość odbierała jej przytomność — wpatrzyła się w Bonę nie mówiąc słowa, jakby pytała wzrokiem czego ona od niej chcieć może?
— Dżemmo! co tobie? — cicho poczęła królowa, łagodząc głos w którym brzmiał gniew ranny i zburzenie — co tobie poverina? podnieś się, przyszłam cię pocieszyć, dziecko moje. Ja tak samo jak ty cierpię... i mnie go odebrano, ale to nie potrwa długo, my go mieć będziemy i nie dopuścim aby wydarto.
Jęknęła Dżemma podnosząc się.
Wstydziła się użalać i boleć przed królową, ale czyż cała jej postać, łzy, twarz, niemota nawet nie mówiły za nią?
Bona była dziwnie czułą i litościwą, pochwyciła ją za głowę, ścisnęła, zaszeptała coś i dobywszy klejnot z za sukni włożyła go w ręce Dżemmie.
— Widzisz — rzekła — wszyscy jej dziś