o tem jak cesarz mnie na kolanach posadził, jak bawiliśmy się w ogrodzie, jak jego obrazek pierwszy i drugi chowałam i przypatrywałam mu się, jakem go tu zaraz poznała, tylko mi się wydał piękniejszym nierównie od malowanego!
Ja proszę cię, Kätchen, ani słowa nie mogłam powiedzieć... nic, nic. Patrzyliśmy się na siebie zdaleka, milczeli, aż do rana.
Hölzelinowna zagryzła usta.
— Królowo moja, uśnij proszę — nalegała.
Elżbieta uśmiechając się zamknęła oczy. Ćwierć godziny może trwało milczenie, zdawała się usypiać. Kätchen już na palcach oddalić się chciała, gdy przymrużone powieki nagle otwarły się szeroko, i jedna ręka królowej za suknię chwyciła piastunkę.
— Kätchen! powiedz mi! czy on mnie kocha? Dlaczegoby on nie miał kochać, kiedy ja tak w nim jestem rozmiłowana? Dlaczego on był tak strasznie zimny, tak okrutnie milczący, tak nielitościwie nieczuły?
— A! królowo moja! zamiast usnąć, ty się dręczysz — schylając się nad nią zawołała Hölzelinowna.
Elżbieta porwała się i usiadła.
— Gdyby mnie nie kochał — rzekła — naówczas... naówczas co ja pocznę?
Uściskiem zamknęła jej usta Hölzelinowna i siadła przy łóżku.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.