spokojnej, szlachetnej Elżbiety, która nie okazywała po sobie, ani zbytniego upokorzenia, ani przesadzonej dumy, ani nadewszystko żeby się czuła dotkniętą czemkolwiekbądź.
Była tak spokojną i naiwną, jakby się tu znajdowała najszczęśliwszą.
Zygmunt August, który z ciekawością śledził każdy ruch i wyraz żony, musiał też być zdumionym, choć nie dawał tego znać po sobie. Pewien rodzaj niepokoju chwilami dawał się postrzegać na jego twarzy.
Bona dotąd tak prawie jak nie mówiła i nie zbliżała się do synowej. W gościnie u siebie przyjęła ją tak samo zimno, a na pokorny pokłon odpowiedziała zaledwie skinieniem.
Jakież było miłe zdumienie króla Zygmunta, gdy przed pójściem do stołu, choć może w sposób niezbyt czuły i grzeczny, Bona zbliżyła się do Elżbiety niosąc w ręku alsbant (naszyjnik) z przepysznych kamieni, z klejnotem zawieszonym przy nim, i kilka niezrozumiałych słów rzuciwszy jej do ucha, włożyła go na szyję Elżbiecie.
Stary król czule spojrzał na żonę — Bona tryumfowała.
Wprawdzie spóźniła się z podarkiem, ale ten nietylko wyrównywał innym, lecz może stosunkową wartością i pięknością je przechodził. Posłowie cesarscy i króla nie mogli zarzucić Bonie okazania niechęci.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.