W końcu maja, gdy się to wszystko działo, goście obcy powoli się rozjeżdżać zaczęli, zamek powracał do trybu życia zwykłego, ale królowa młoda jak była tak pozostała — samą.
Nic się nie zmieniało, stosunki tylko naprężały, a każdy czuł, iż pozostać nie mogą takiemi jak się ułożyły ostatecznie.
Niepodobieństwem było, aby August ożeniony nie żył z żoną, aby jawnie powrócił do kochanki, aby królowa odosobniona, coraz nieprzyjaźniejszemi otoczona i obcemi sługami, skazaną była na rodzaj niewoli. Jadała nawet zwykle sama z Hölzelinowną, która przez poszanowanie usiąść nie śmiejąc, posługiwała swej pani. Król młody pokazywał się u niej bardzo rzadko. Z królową Boną spotykały się też nie codzień i na krótko, a staremu królowi nawet umiano przeszkadzać i przystęp do synowej utrudniać.
Cudowną siłę okazywała Elżbieta wśród tego powolnego męczeństwa, chodząc z pogodną twarzą, spokojna, jak gdyby nigdy, na chwilę, nie zwątpiła o swej przyszłości. Małżonkowi nie okazywała najmniejszego żalu, uśmiechała mu się, witała go przyjaźnie.
Hölzelinowna obawiała się wielce, aby wzruszenia, jakich doznawała Elżbieta, nie wywoływały powtórzenia tych napadów choroby, którą starano się ukrywać przed wszystkiemi.
Dziwną sprawą natury, zmuszona do walki
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.