upajali sobą. Dżemma nie zaglądała w przyszłość, lub wystawiała ją sobie fałszywie w barwach najświetniejszych. August też unikał myślenia o następstwach.
Baczne oko, pomimo jego rozkochania się we Włoszce, która umiała miłość tę rozżarzać i utrzymywać, możeby dojrzało czasem politowania nad Elżbietą, rodzącego się jakiegoś zajęcia jej losem.
Najobojętniejszy człowiek nawet nie mógłby się był oprzeć współczuciu, jakie ta ofiara, znosząca tak cierpliwie swe męczeństwo, wzbudzała. Zygmunt August serce miał dobre, lecz był namiętny, a namiętność czyni samolubnym i zaślepia.
Urzędowa miłość małżonki nie miała dla niego uroku tej zakazanej, kradzionej a poetycznym wdziękiem jakimś przyodzianej. Nic tak nie wywołuje namiętności jak przywiązanie, poświęcenie, miłość jednem słowem. Dżemma była szalenie rozkochaną. Powtarzała sto razy na dzień, że gdy ją August opuści, życie sobie odbierze.
Chociaż król młody nie okazywał najmniejszego dla małżonki uczucia tak, aby ono zazdrość Włoszki obudzić mogło, Dżemma była szalenie zazdrośną o każdą życia jego godzinę spędzoną bez niej, podejrzywała, obrzucała wymówkami, płakała. Sceny te przykre kończyły się zawsze roznamiętnieniem z obu stron większem jeszcze.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.