Rób pan co uznasz dobrem dla młodej królowej, ale nie zapominaj, że póki tu Włoszka jest, póty król młody od żony stronić będzie.
Marsupin śmiać się począł.
Poklepał go po ramieniu.
— Rozumiem — odparł — chociaż zaprawdę dziwuję się jakiemi czarami ona was sobie pozyskać mogła, bo wielkiego z nią szczęścia spodziewać się wam trudno.
— To moja rzecz — zawołał Dudycz. — Ja jestem człowiek uparty jak muł, a uporem się wiele robi. Bylem Włoszkę miał, dam sobie z nią rady.
Wypłacze się, wyzłości, a w końcu zgodzi ze swym losem, który ja jej ozłocę.
Dudycz uderzył się po kalecie.
— Bylebym pomocy i opieki pewnym był, choćby wykraść ją gotów jestem.
— Jakże? i królowej Bony, którą mnie straszycie, nie boicie się? — zawołał Marsupin.
— Nie tak bardzo, bo ona ma kilkanaście dziewcząt jeszcze na miejsce tej, którą wezmę.
— To prawda — potwierdził Włoch — ale gdyby tak było, niewiele nam pomoże usunięcie jednej.
Poruszył ramionami.
— Lecz co tu o tem rozprawiać przedwcześnie — dodał — naprzód potrzeba bliżej poznać młodego króla.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.