rzawszy na twarz ostatniemi drgnieniami życia dogorywającego, pospieszył z rozgrzeszeniem i komunią.
Odżył nieco zapowietrzony, oczy mu się podniosły i wnet jakby powłoka mglista je zasnuła. Życie w tej chwili uszło w ostatniem tchnieniu, a głowa kamieniem na podłogę opadła.
Struś zbliżył się do trupa.
Oznaki moru zbyt były jawne, aby mógł powątpiewać o nim. Zwrócił się do starszych nakazująco:
— Ojcowie starsi, siebie i miasto ratujcie. Niech zwłoki nie leżą długo, aby domu, ulicy a może i całej, uchowaj Bóg, stolicy nie zapowietrzyły.
Co rychlej ślijcie po trumnę, po wóz i wywieźcie go na najdalszy cmentarz, a pogrzebcie jak najgłębiej... odzież i rzeczy z nim.
Pod wrażeniem strachu, jaki mór sprowadzał, towarzystwo i czeladź poruszyły się żywo, spiesząc spełnić rozkaz doktora. Matka gospody w drżących rękach niosła już zapalone kadzidło, oczyszczając niem mieszkanie, otwierano drzwi i okna.
Wynosili się bojaźliwsi, ksiądz tylko modlił się jeszcze przy zwłokach, i Struś pozostał chwilę, smutnem, zadumanem wejrzeniem wpatrując się w umarłego. Zawrócił się potem ku miastu.
Tu wieść o wypadku w bednarskiej gospo-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.