Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.



Skwarnego dnia lipcowego, w jednej z izb kamienicy Seweryna Bonera, przy otwartem oknie, stał pan podskarbi z młodym człowiekiem, po którego stroju poznać było można, iż zaledwie z kurzu się otrząsnął po długiej podróży.
Oba zdawali się oczekiwać na kogoś, bo Boner często się przez okno wychylając, spoglądał na ulicę, a młody jego towarzysz także niespokojnie śledził przejeżdżających nią ku Floryańskiej bramie.
Okno otwarte, dla wielkiego gorąca, niewiele powietrze ochładzało, a co gorzej, wpuszczało do komnat dym gorzki, który się z wielkiej kupy liści nagromadzonych u wrót podnosił. Kraków bowiem już zagrożony morem, ratował się od złego powietrza, z przepisu lekarzy paląc po placach i ulicach liście dębowe i piołunowe.
— Cóż się Marsupinowi stało — odezwał się młodszy — iż dotąd nie przybywa?