— Wiadomo W. K. Mości, iż przychodzę w sprawie młodej królowej, z polecenia rodziców!
— Cóż się to dzieje tej młodej królowej, że takiej opieki potrzebuje — poczęła z ironią. — Widzisz ją przecie, zdrowa, wesoła, krzywda się jej żadna nie dzieje!
— Królowa młoda — rzekłem — nadto jest bogobojnie, skromnie i miłościwie wychowaną, aby się uskarżała na to co cierpi; znosi ona, ale cały świat wie, że pożycie młodych małżonków nie takie jest jakiem być powinno.
Bona jaszczurczem okiem rzuciła na mnie.
— Tak jest — dodałem — młody król wcale nie żyje z żoną, unika jej, ani we dnie ją odwiedza, ani się nią zajmuje.
— A cóż to do mnie należy? — odparła Bona - ma swoją wolę.
— Wiadomo przecież — dodałem — że jest synem posłusznym. Dla czegóż W. K. Mość, która masz nad nim władzę, nie nakażesz mu, aby nie zaniedbywał żony. Jeżeli od dawnych miłostek odrazu się uwolnić nie może, niechby przez to nie cierpiała żona. Taka wzgarda dla córki pana mojego, dla synowicy cesarskiej jest dla obu obrażającą. Cesarz nie zniesie zniewagi takiej.
Rzecz jest publiczności wiadoma, opowiadają o niej w Niemczech, Czechach, po całej Polsce, a tu w Krakowie piosenki o tem składają.
Przybyłem w tej sprawie; zamiast załatwienia
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.