Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

Boner skinieniem głowy go witał.
— Z zamku idziesz? — spytali.
— Tak jest — zawołał głosem niespokojnym Dudycz. — Znowu podle zamku kilku ludzi zapowietrzonych zmarło. Strach wielki u nas. Ks. Samuel nalega, aby stary król jechał do Nowego miasta albo na Mazowsze, gdziekolwiek bądź, byle w miejsce bezpieczne. Rozumie się, że królowa Bona go samego nie puści.
— A August? — zapytał Marsupin.
Dudycz ruszył ramionami.
— Nie wiem — rzekł — ale zdaje się, że jego prędzej jeszcze wyprawią.
Bona chwyciła się moru, aby małżeństwo rozdzielić.
Mowa o tem jest, aby król młody jechał sam na Litwę, a królestwo z młodą królową do Korczyna.
Wszyscy milczeli chwilę, Marsupin się oburzył pierwszy.
— Znowu coś nowego! — zawołał — królowa Elżbieta na to pozwolić nie powinna i oświadczyć, że z mężem pojedzie. Nie jest niewolnicą, jest małżonką... ma obowiązki.
Nikt się nie odzywał przez długą chwilę. Marsupin się odwrócił do Bonera.
— Gdyby podróż nie po myśli się składać miała — rzekł — pan Boner ma moc jej przeszkodzić.