Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

Długo trwała sprzeczka, nalegania, spór, których do sąsiednich komnat pojedyńcze tylko głosy i wyrazy dolatywały.
Naprzemiany to głos starego króla, to piskliwe krzyki Włoszki górowały.
Dworzanie, którzy w antykamerze stali, z doświadczenia wnioskowali zawczasu.
— Królowa długo siedzi, postawi na swojem. Znak to pewny. Chceli król się jej oprzeć, rychło pozbyć musi. Im dłużej trwa, tem pewniej wygra.
Stało się tak w istocie.
Bona wyszła z rozpłomienionemi policzkami, z zapłakanemi oczyma, ale z uśmiechem zwycięztwa na ustach. Zygmunt zmęczony w końcu zgodził się na wszystko; ktoby o tem nie wiedział, domyśliłby się z twarzy Włoszki.
Wprędce potem rozeszła się wieść (była to sobota), iż młody król na Litwę jedzie sam... i to nie później jak w poniedziałek.
Hölzelinowna, która z panią swą i bardzo szczupłym jej fraucymerem, zawsze wśród zamku i dworu odosobnione wiodła życie, czując się nieprzyjaciołmi otoczoną, nie rychłoby się może dowiedziała o tem, gdyby wiadomość dla pani jej złą i smutną nie była.
Ze złem zawsze ktoś pośpieszy.
W korytarzu przebiegająca Włoszka schyliła się jej do ucha.
— Postanowiono — rzekła szybko — młody