Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

Bona zbliżyła się z pieszczotami do niego.
— Zrobiłam co tylko mogłam dla ciebie — rzekła. — Kosztowało mnie to niemało u ojca twego, bo stary im więcej sił traci, tem jest upartszy a ks. Samuel więcej nad nim ma władzy. To coby się mnie należało, po tylu latach pożycia, wydzierają mi z rąk zausznicy. Łzami się nieraz zalewać muszę... serce, zaufanie, wiarę tracę, gdy ich mi najwięcej potrzeba.
Bądźże dobrej myśli, proszę; widzisz, że wszystko się składa, jeźli nie dla mnie to dla ciebie najlepiej? Wiem, że i teraz będą krzyczeli na mnie: że ja was z Elżbietą rozdzielam... ale obojgu jechać było niepodobieństwem.
August milczący zawsze, nic nie odpowiedział na to. Dziękował tylko matce, ale twarz miał ciągle posępną.
— Wyjazd twój na poniedziałek naznaczony — dodała Bona. — Mówiłam o tem Opalińskiemu; wydaj stosowne rozkazy, a jeżeli ci co jeszcze zabraknie, mów mnie, udaj się do mnie, nie do Bonera, nie do nich... tam... ja dostarczę ci co potrzeba. Brancaccio jest na twe rozkazy.
Augustowi nie pozostawało nic nad nowe podzięki matce, która nie widząc w nim radości, szepnęła na ucho.
— Niepodobna Dżemmy natychmiast wysłać, ale wkrótce będzie w Wilnie i to tak, że nikt