Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

dolegliwiej dotykało biedną Dżemmę. Płakała, ale płacz jej przy temperamencie namiętnym, przeradzał się w gniew i pragnienie zemsty, tak że Bianka zaledwie ją wstrzymać potrafiła od krzyków i wybuchów.
Drugiego dnia jeszcze nie nadszedł nikt, a Dżemma do królowej iść pytać, żalić się, prosić nie chciała. Zawsze się jeszcze nadto czuła potrzebną, aby się do błagania za sobą poniżać miała.
— August mnie kocha, jestem mu dla życia konieczną, mówił mi to i poprzysięgał razy tyle... nie obejdą się bezemnie.
Królowa Bona w istocie myślała o tem, jak miała synowi wysłać kochankę, której była pewną, że ją zdradzić nie powinna, lecz daleko trudniejszem się to okazało w wykonaniu, niż sądziła.
Marsupin czuwał, młody Decyusz siedział w Krakowie, biskup Maciejowski był o wszystkiem zawiadomiony i nie wahał się królowi staremu donosić o tem co czci królewskiej i powadze szkodliwem sądził. Nie można było wprost, jawnie Włoszki wysłać, mówionoby o tem nadto, a Marsupin doniósłby nieochybnie ojcu królowej.
Cicha doradczyni Bony, mniszka Maryna, która przez jakąś niewytłómaczoną zawiść Dżemmy cierpieć nie mogła, pierwsza szepnęła jej, że ludzie mieli na kochankę zwrócone oczy, i za-