— Ja muszę coś poświęcić dla syna — dodała — ale i ty z siebie powinnaś jakąś uczynić ofiarę.
Włoszka odjęła od oczów ręce i facolet, którym je osuszała.
— A! miłościwa pani, jam na wszelkie ofiary gotowa! Cześć moją, młodość, wszystko oddałam.
Jak gdyby trudnem jej było wypowiedzieć o co chodziło, królowa się zatrzymała nieco, spuściła oczy i machinalnie palcami po poręczy krzesła przebierać zaczęła.
Dżemma oczekiwała.
— Ja cię tak samą wysłać nie mogę — rzekła po bardzo długim przestanku. — Poszukaj sama w swojej główce, jakby się to ułożyć dało, abyś miała prawo opuścić dwór i nie narażając mnie wyjechać, gdzie ci się podoba.
Rozwiązanie tego zadania, które Bona rzuciła z uśmiechem ironicznym, nie było łatwem dla Włoszki, która usłyszawszy je stała zdumiona, zamyślona, nie pojmując co ono znaczyć miało.
— Jakto? więc ty rozumna i przebiegła sama na tę myśl wpaść nie możesz? — zapytała królowa — a jednak rzecz to bardzo prosta.
Słuchała Dżemma.
— Możesz być swobodną tylko wychodząc za mąż! — dodała królowa.
Włoszka wydała okrzyk boleśny.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.