w progu dały się słyszeć kroki nadbiegającej Bianki. Szła tak prędko, jakby była posłaną na pociechę biednej dziewczynie.
Dla tej poczciwej ale ze wszystkiemi przewrotnościami dworu oswojonej dziewczyny, która się nigdy nie dziwiła niczemu, myśl królowej nie wydała się bynajmniej zdrożną, ani wstrętliwą, raczej zręczną i zamykającą usta wszystkim.
Bianka wiedziała o niej. Polecono jej przyjaciółkę z nią oswoić.
Wbiegła wesoło.
— Cóż ty się we łzach tak kąpiesz — zawołała — gdy właśnie wszystko się jak najlepiej składa!
— Co? jak?
— Wyjdziesz za mąż, będziesz panią swej woli! pojedziesz za królem, usta zamkniesz ludziom!
Zbliżającą się ku sobie, Dżemma odepchnęła zlekka.
— To okropne! — zawołała.
— Mój Boże! cóż w tem tak strasznego? — szczebiocząc i około Dżemmy biegając, poczęła Bianka. — Mąż ten przyszły na wszystko się zgodzi! Rachuje na łaski króla, da ci swobodę zupełną. Alboż to raz się tak ludzkim plotkom zapobiegało? to rzecz nie nowa!
— Bianko — krzyknęła odsłaniając twarz Dżemma — dla mnie, dla mnie jest ona nową
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.