Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić, rachując iż przyszłość zmieni warunki, a Włoszka będzie musiała się im poddać.
Milczeli oboje, gdy Dżemma się odwróciła, stanąwszy zdaleka przy oknie.
— Wiecie warunki — rzekła — rękę wam dam, więcej nic. Żadnej mocy nademną. Po ślubie natychmiast wyjeżdżamy za młodym królem do Wilna.
— Wiecie że ja się zgadzam na wszystko — rzekł krótko Dudycz.
— A wy powinniście wiedzieć — dodała Włoszka — że jeźli myślicie mnie oszukać, zawieść, siłą przemódz, zawiedziecie się na tem. Mam obrońcę w królu, w królowej, ale i w sobie samej, tak.
To mówiąc z za sukni dobyła sztylecik w misternej oprawie, obnażyła jego ostrze i schowała napowrót.
Dudycz milczał.
— Przygotujcież się do ślubu razem i do podróży. Jedna z moich towarzyszek pojedzie z nami, ale i służby i wozu, jaki przystał mi, potrzebuję.
— Kolebkę mam szkarłatem wybitą — odparł Dudycz. — Cztery woźniki jak najlepsze. Służbę znajdę i dwór pokaźny. Na niczem wam zbywać nie będzie.
— Oprócz klejnotów moich, sukień i sprzętów — dodała zimno Włoszka — nie mam nic.