Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

Pieniędzy, gdyby mi je dała królowa, nie podzielę z wami, ani wam dać tknąć, muszę je mieć na wszelką przygodę.
— Ja ich nie potrzebuję — odparł Dudycz, który widząc, że wszystko się nadspodziewanie jego lepiej i łatwiej składało, odzyskiwał męztwo i zaufanie w sobie.
Dżemma stała straszliwie blada i drżąca. Spełniła ofiarę, ale w głowie jej jeszcze nie mogła się pomieścić ta straszna myśl umowy z człowiekiem wstrętliwym, który w niej obawę obudzał, równą i odrazę — i łzy rzuciły się jej z oczów.
Dudycz postąpił kroków parę, jakby rękę jej chciał ująć i pocałować — Włoszka z krzykiem się schroniła we framugę okna, odpychając go rękami.
— Nie zbliżaj! nie zbliżaj się do mnie. Idź przygotowuj co potrzeba... dziękuj królowej, mnie nie! Nigdy...
Zmięszany Petrek cofnął się do progu i zamruczał, że i dla ślubu i dla wyjazdu naradzić się z nią, aby wedle myśli jej postąpić, będzie potrzebował.
— Możecie przyjść, jak teraz — odparła dumnie — lecz żadnej poufałości. Nie znoszę jej, pamiętajcie o tem.
Petrek posłuszny, zwolna doszedłszy do drzwi, wysunął się z komnaty, a znalazłszy się w ku-