Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

rytarzu, jak pijanym się uczuł, otarł czoło okryte potem, musiał stać chwilę nim oprzytomniał.
Dżemma po swojej izdebce latała także jak oszalała, chwytając i rzucając co jej pod rękę wpadło, stając zadumana i rwąc piękne swe włosy, a Dudycz zbierał myśli rozbite, doszedłszy nagle do celu, i nie wiedząc sam czy dobrze czy źle się stało. Wierzył w to, że Włoszkę ugłaszcze i pokona, ale teraz wydała mu się zblizka daleko dzikszą niż ją wyobrażał sobie.
Przywykły do oszczędności Dudycz, obrachowywał też w myśli na jak wielkie ofiary narażą go wymagania kobiety, która wcale żałować go nie myślała.
Zamechska, do której poszedł z tak zwieszonym smutnie nosem, jak gdyby mu się nie powiodło, teraz mu już nie odmówiła pośrednictwa. Zwołano Biankę, Dudycz potrzebował wiedzieć jak się miał do podróży przygotować, aby w samym początku nie być wystawionym na przykre z żoną zatargi.
Przyjaciółka podjęła się chętnie wybadać Dżemmę, ale nietylko ją, trzeba było pytać królowę o pozwolenie na służbę i wybór w drogę.
Dudycz musiał dobrych parę godzin siedzieć, nim mu przyniesiono wyrok na niego wydany. Potrzeba było dwie kolebki przystojne pod panią i jej dwór. Królowa chciała aby jej towarzyszyła Bianka, która donosić miała o wszystkiem.