Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

za głowę się pochwycił, choć miał ochotę za mieszek ująć, bo rachował co to go kosztować będzie.
Włoszka widząc go zafrasowanym, krzyknęła mu.
— Zawczasu się rozmyślcie! macie jeszcze czas się wycofać, jutro będzie zapóźno! Klamka zapadnie.
Ale Dudycz przez samą miłość własną cofać się nie myślał i odparł, że mu nie o pieniądze szło, ale o czas krótki na pościąganie wszystkiego, bo w Krakowie, choćby Dżemma się nawet nie tak niecierpliwiła, powietrze coraz groźniej występujące pozostać dłużej nie pozwalało.
Dudycz więc pobiegł co rychlej na miasto, gdzie za pieniądze zawsze wszystkiego dostać było można. A choć przyjaciół nie miał, pomocników płatnych stręczyło się podostatkiem.
Po drodze spotkawszy się z panem Bonerem, nie zaparł się przed nim, że Włoszkę miał zaślubić, ale więcej mu nie powiedział nic. Resztę dnia tego, nie spoczywając na chwilę, użył Petrek na zamawianie ludzi, kupno koni, uprzęży, jednej kolebki, której mu brakło, wozów itp.
Późno w nocy w gospodzie jeszcze gwarno u niego było... i izba zarzucona uprzężą, bronią, naczyniem, wyglądała jak szpichrz nieporządny, gdy wpadł do niej Marsupin.
Wiedział on już od podskarbiego o małżeń-