Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Drwęcki objął Włocha, odwiódł na stronę i łagodzić go począł.
— Wiecie dobrze, iż ks. biskup płocki sprzyja młodej królowej, a waszą gotowość do jej usług wysoko ceni, posłuchajcie go. Nie narażajcie się nadaremnie. Do króla z listami czy bez listów nie dostaniecie się, bo chory jest; a gdy choruje, Bona go na krok nie odstępuje i ona przy jego łożu panią. Nikt i nic nie pomoże.
— Wrócić nie mogę — odparł Marsupin.
— Ks. biskup radzi udać się tymczasem do Bochni i tam czekać — rzekł Drwęcki. — Tymczasem on wyrobi to przynajmniej, ażebyście listy odesłać mogli. Co się tyczy was, Bona się zaklęła, że was nie dopuści.
— A jam się zaklął, że przebojem dostanę się bodaj — zawołał Marsupin. — Powiedzcie ks. biskupowi, iż dla czci króla pana mojego, jako poseł jego ustąpić nie mogę. Mam listy, mam szkatułkę dla królowej Elżbiety, nie oddam inaczej jak do rąk własnych.
Chciał Drwęcki jeszcze trwogę wrazić Marsupinowi, ale napróżno.
— Wiecie — rzekł — iż Bona ludzi ma, którzy gdy jawnie czego nie potrafią dokazać, nie zawahają się i zasadzkę uczynić i potajemnie człowieka sprzątnąć. Królowej dokuczyliście wielce, odgraża się przeciwko wam, bądźcie ostrożni.