Bona z płaczem padła na krzesło.
Korzystając z tego Maciejowski, ciągnął dalej.
— Okazuje się z listów, że Marsupin, oprócz nich, ma dwie szkatułki do wręczenia królowej. Byćby mogło, że się w nich część posagu znajduje.
Zygmunt słysząc to spojrzał na Bonę. Nastąpiła chwila milczenia.
— Więc niech przyjedzie — zawołała królowa — niech przyjedzie, odda szkatułki, ale potem natychmiast precz! Ja tu szpiega tego cierpieć nie mogę, tego niegodziwego potwarcy.
Ks. Maciejowski wstał, czekając rozkazów króla.
— Pisz do niego ks. biskupie, aby przybywał.
Nazajutrz Marsupin uszczęśliwiony odebrał list i chwili nie tracąc siadł na koń do Niepołomic. Miał zezwolenie, ale znając usposobienie królowej dla siebie, wiedział dobrze, co go tu czekało.
Niechęć Bony miała go ścigać zawsze, bo Włoszka nie zapominała nic i nie przebaczała nigdy.
Przed miasteczkiem jeszcze na drodze od Bochni spotkał Marsupina sekretarz biskupa.
Niepołomice strzeżone ze wszech stron, wyglądały jak czasu wojny, a około zameczku pozapalane kupy liści dymiły i wyziewem gorzkim przepełniały powietrze.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.