Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

dynanda! Co ten łotr plecie i kłamie, a w oczy mi rzuca! W liście nie ma nic. Ja go każę kijmi obić.
Maciejowski, który nierad drażnił królowę, tym razem nie mógł się wstrzymać i stanął w obronie Marsupina.
— W. K. Mość przebaczysz — rzekł — ale Włoch to powtarza co wie cały świat, i co na dworze królewskim i cesarskim jest we wszystkich ustach.
Zarzucają W. K. Mości obchodzenie się z synową nielitościwe, królowej Elżbiecie nie wolno jest mieć własnego lekarza, w taki czas jak dzisiejszy. Każde jej słowo, każdy ruch i czynność podlegają rozkazom, kroku stąpić samowolnie nie może.
Dlaczego nie ma własnej służby, kuchni własnej? Z tego plotki i podejrzenia rosną, że W. K. Mość jawnie jej nie lubiąc, czyhasz na jej życie.
— Myślą, że ja ją chcę otruć? — podchwyciła Bona gwałtownie.
— Jeżeli głośno tego mówić nie śmieją, to niezawodnie potajemnie podejrzenie to jest we wszystkich — odezwał się Maciejowski. — Przykro mi to wyznać, ale spytany prawdę mówić muszę.
Działo się to w sypialni króla i Zygmunt słuchał rozmowy, co biskupa ośmielało.