Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwykły więc koniec nastąpić musiał — Bona z krzykiem, łkaniem, płaczem rzuciła się na podłogę.
Stary król patrzył obojętnie, z ukosa niekiedy rzucał oczyma ku biskupowi — oba milczeli.
Po chwili porwała się królowa z ziemi.
— Odtąd — krzyknęła — ja jej nic posyłać nie będę. Niech dla niej kupują i gotują osobno. Niech robi co chce.
— Tak będzie lepiej — dodał biskup spokojnie.
Padła potem na krzesło Bona i siedziała dysząc ciężko długą chwilę, aż się jej z ust wyrwało.
— A! gdybym nie miała dóbr, które są w mocy cesarza! dałabym ja naukę temu łotrowi, który mi się tu urągać śmie, i siedzi na przekorę mnie, kiedy ja go mieć nie chcę.
Ks. Maciejowski powróciwszy od króla zastał u siebie Włocha, który się upierał pozostać jeszcze w Niepołomicach.
— Czyń jak chcesz — rzekł ks. Samuel — ale i moją i króla jest radą, abyś do ostateczności nie przywodził królowej. Wierzaj mi, iż ci grozi niebezpieczeństwo. Gdyby ona nie wydała rozkazów, ma sługi, które się domyślą co jej miłem być może. Życie ratuj dla usług królowi. Jedź, proszę.
— Nie dalej jak do Krakowa — odparł Mar-