znał dobrze. Wiedział, że matka nie cofnie się przed najostateczniejszemi środkami. O życie nawet Elżbiety obawiać się było można.
Udawał więc chłód i wstręty, choć w chwili wyjazdu myśl połączenia się z żoną już go zajmowała. Rachował na ojca, a potem na oddalenie, gdyż w Wilnie, Bona zmuszona czuwać nad chorym mężem, czynną być nie mogła.
Wyprawując w drogę matka, która chwilowo sobie go zjednała, nakazała do siebie pisywać codziennie, do żony listy były zakazane, Bona miała ją żywić swojemi.
Na rękę było młodemu królowi rozstawać się z Włoszką, do której zmysłami tylko i nałogiem był w ostatku przywiązany. Jej wymówki, wymagania, zazdrość, nużyły go już wielce.
Matka szepnęła mu na wyjezdnem, iż znajdzie sposób wyprawienia za nim Włoszki, lecz rzecz ta nie zdawała się łatwą. Bona była wystawioną na potwarze, patrzono zblizka na to, co poczynała; na Dżemmę zwrócone też były oczy — nie spodziewał się jej Angust rychło.
W podróży dziwnie się uczuł swobodnym i wesołym. Świat mu się uśmiechał cały.
Chociaż podróż w początkach na Mazowsze projektowana, w Litwie nie była oznajmioną — zaledwie się o niej wieść rozeszła, natychmiast Litwini znajdujący się w Krakowie znać o niej dali do Wilna.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.