Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

poruszyła i ledwie ją około północy ukołysano.
Następny dzień cały zszedł znowu tak samo na próżnem oczekiwaniu i już noc nadchodziła, gdy sam, w towarzystwie tylko wiernego Merły, przebrany i z twarzą okrytą nadjechał król.
Dżemma wybiegła naprzeciw niemu z wyrzutami, z płaczem, zostawiono ich samych; słychać było szlochanie, krzyki, jęki, potem gwałtowny słów potok płynący z ust Włoszki, a wkrótce potem wyszedł król zimny, blady, zniecierpliwiony wewnątrz, zasępiony — siadł na koń i odjechał.
Bianka, która wbiegła się dowiedzieć od przyjaciółki jak się skończyła rozmowa, znalazła ją w stanie dziwnym, rozgorzałą gniewem tłumionym, milczącą, niechcącą się przyznać do doznanego zawodu, lecz widocznie okrutnie cierpiącą.
Z początku przed przyjaciółką nawet żalić się nie śmiała, bała się zarówno urągania i litości, ale boleść ją zmogła.
— A! — zawołała, zapłakane oczy tuląc do ramienia Bianki — wszyscy oni są jednacy, królowie i chłopi, serca nie mają, kochać z nich stale nie umie żaden. Padamy ofiarami.
August, August! który mi żonę poświęcił, poprzysiągł miłość wiekuistą, przestał mnie kochać... Serce jego wystygło.