ona nie powróci, wyzyskać. Zgodzić się ze swym losem i zostać bogatą panią Dudyczową.
O Dudyczu, z obrzydzeniem imię jego wymawiając, Dżemma ani słuchać nie chciała.
Biedny Petrek od stajni chodził do ciemnej komory, w której miał legowisko, wysuwał się czasem w ulicę na piwo lub miód i powracał, czekając co będzie dalej.
Chociaż mu się nie zwierzano, jak stały z królem stosunki, sam on doskonale je widział i oceniał. Cieszył go ten zwrot nad wszelkie nadzieje pomyślny.
Żona musiała przeboleć, wypłakać się, a on pojednany z nią, obiecywał sobie korzystać z łaski królewskiej, na którą rachował.
Po pierwszem burzliwem widzeniu się z królem, Dżemma się go zaraz nazajutrz spodziewała, ale się nie pokazał i nie przysłał nawet nikogo. Czekała dwa dni na niego, zjawił się znowu wieczorem, potajemnie, skarżył się że go oblegają panowie litewscy, że swobodnym nie jest itp.
Napróżno go Dżemma starała się ubłagać, ani wyrzuty, ani łzy nie pomagały. Następnego dnia długie listy do starej królowej ze skargami przygotowano, przypisując zmianę intrygom — któż wie, zabiegom może potajemnym młodej królowej. Listy potem za listami biegły do Niepołomic, opisujące życie króla.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.