gość kołnierz płaszcza odrzucił i stara pomarszczona jego twarz z głową łysą płomykiem lampki oświeconą została. — Marsupin poznał w nim jednego ze sług królowej Bony, starego Moncaccio, z którym lepiej był niż z innemi. Moncacio[1] Neapolitańczyk należał do tych, którzy z Boną tu pierwsi przybyli. Na dworze pełnił funkcye różne.
Uchodził za zaprzedanego swej pani i gotowego na wszystko. Chociaż go nigdy nie schwytano na uczynku, przypisywano różne tajemnicze a krwawe zamachy.
Człowiek był niebezpieczny, lecz dla Marsupina mniej może niż innych. Włoch miał zręczność w początkach swego pobytu oddać mu wielką przysługę. Moncaccio miał córkę zbiegłą, do której był przywiązany bardzo, Włoch pomógł do jej odszukania. Po kilkakroć zaklinał się zbir stary, że tego nigdy Marsupinowi nie zapomni, a będzie, da Bóg, odwdzięczyć mu się starał.
Ta obietnica przyszła teraz na myśl Włochowi, gdy niespodzianie ujrzał go przychodzącego po nocy, a wiedział o nim, iż z królową był w Niepołomicach.
Nie okazując po sobie najmniejszej trwogi, Marsupin powitał go zapytaniem: — co tu robi?
Moncaccio nie odpowiedział, zamruczał coś, kapelusz rzucił na stół, obejrzał się dokoła pilno, pochylił ku gospodarzowi i spytał.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Moncaccio.