Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

dym mniej możliwym, tak ludzie marli strasznie, a ratunek przypadkowy, nieumiejętny, nie mógł szerzeniu się moru zapobiedz Jedynym środkiem skutecznym było rozbieganie się ludności, chronienie się po lasach. Mór wprawdzie niekiedy się tym sposobem roznosił też, ale ustawał gdy mu pastwy zabrakło.
Opustoszało znacznie miasto, wyludniło się z uczniów, pozamykano szkoły, na ratuszu, na zamku siedzieli tylko urzędnicy, a duchowieństwo zastępowało z cudowną rezygnacyą poświęceniem, gdziekolwiek brakło rodziny, opieki i pomocy.
Pobożność też wzrosła, jak zwykle gdy ciężka ręka losu ludzi dotyka, którzy w nieszczęściu dopiero wracają do Boga.
W kilka dni potem, chory jeszcze Marsupin, pożegnawszy Decyuszów na Woli i swoich kilku znajomych w Krakowie, zniknął z miasta nie opowiadając się co miał uczynić z sobą.
Niespokojna królowa Bona, która się nauczyła niedowierzać mu i lękać się człowieka, niedającego się zastraszyć niczem, gdy jej doniesiono, że Marsupin wyjechał, a nikt nie wiedział dokąd, tem większą czujność nakazała, zawsze się obawiając aby nie wtargnął znowu.
Nigdy może tak ściśle nie strzeżono młodej królowej, króla starego i biskupa Maciejowskie-