Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Kätchen z jakąś nieufnością i niedowierzaniem całowała ją po rękach.
— Królowo moja — szeptała — bodaj lepszym wrócił niż odjechał.
Dwuznaczny uśmieszek Elżbiety i milczenie jej dla piastunki były zagadką.



Losy nieszczęśliwego Dudycza i pięknej jego małżonki, nie mogą nam być obojętne. Dżemma spodziewała się zawsze powrotu króla do dawnej miłości, roiła, że zostanie na zamek wprowadzoną, oczekiwała codzień nagłej zmiany szczęśliwej.
Ale nadzieje te okrutnie zawiedzione zostały.
Gdy znowu przez dni kilka nie ukazał się król na Trockiej ulicy, a Dżemma sobie wytłómaczyć nie mogła tego zaniedbania, choć Bianka usiłowała ją tem pocieszać, iż miał gości dostojnych i zajętym był bardzo — zniecierpliwiona już chciała biedz na zamek, i Bianka obawiając się porywczości jej, musiała sama ofiarować się w zastępstwie.
Na zamek dostać się było niełatwo. Jedna jego część nieprzystępną się stała, bo koło niej pracowano, w drugiej ciasno było od natłoku dworu i urzędników. Ale Włoszka była rozważną, zręczną i ostrożną. Potrafiła niezbyt na siebie