i twarzy starała się pokazać Merle, iż Bona raz rozjątrzona będzie nieubłaganą.
— Ale my od niej ucieczemy na Litwę — śmiejąc się rzekł dworzanin. — Co ona nam tu zrobi?
Ironicznie uśmiechnęła się Bianka.
— Zobaczycie — rzekła. — Co zrobi, ja nie przepowiem, lecz że nie przebaczy ani synowi, tego jestem pewna.
I zatrzymawszy się chwilę, szepnęła zamyślona.
— Ma więc z żoną potajemne stosunki?
— Ale, ja tego nie mówię — rzekł zmięszany nieco Merło. — Domyślam się, nie wiem nic. Patrzę że dla żony obmyśla wszystko, słucham że o niej tylko codzień mówi, widziałem że wizerunek jej przywiózł z sobą i przygląda mu się codzień... jakże nie mam posądzać że ją kocha?
Bianka, która do serca brała sprawę swej przyjaciółki, stanęła słuchając z załamanemi rękami, i łzy się jej w oczach zakręciły.
W piersiach jej zawrzał gniew, może obudzony tem, że sobie własny los przypomniała.
— A zatem — odezwała się po chwili, wychodząc z zamku na podwórze ku miastu — nie mam ja tu co robić, a teraz myśleć tylko muszę jak smutną prawdę powiedzieć Dżemmie, która się jej ani domyśla, ani przeczuwa.
Bądźcie zdrowi — dodała żegnając wymu-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.