Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

szonym uśmiechem Merłę — muszę pośpieszać do tej biedaczki
Przez całą drogę myślała w istocie posłana z czem powróci do domu. Odrazu wszelką odebrać nadzieję Dżemmie nie chciała.
Skłamała więc na pytania natarczywe odpowiając[1], że Merło był zajęty, że na zamku nieład wielki panował, bo pośpiesznie odnawiano mieszkalne komnaty, i z tego powodu nic się prawie dowiedzieć nie mogła.
Dżemma chciała już lecieć sama, ale ją towarzyszka powstrzymać zdołała. Nie przeciwiła się gdy zrozpaczona i zniecierpliwiona, znowu króla się spodziewać zaczęła i czekała na niego.
Lecz dzień ten i następny upłynął, a król nie dał znaku życia. Zniecierpliwienie i gniew rosły z każdą chwilą.
Trzeciego dnia już utaić nie było można, iż król znowu na czas dłuższy wyjechał do Olity, żadnych nie wydawszy rozkazów względem pobytu i pomieszczenia Włoszki.
Widząc ją podrażnioną i oszalałą, Bianka naostatek postanowiła nie taić dłużej i nie dać się jej próżną uwodzić nadzieją. Wieczorem przysiadła się do jej łóżka i począwszy od narzekania na niestałe serca mężczyzn, w końcu wyjawiła co mówił Merło.

Domysły jego w ustach Bianki przybrały

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – odpowiadając.