coną władzę nad chorym mężem było jej łatwo, ale nad synem, który się raz z rąk wyrwał, wiedziała, iż się stać może niepodobnem. Znała jego słabość, serce miękkie i przeczuwała, że tak samo żona go opanuje, jak wprzódy ona nim władała.
Odstępstwo syna wprawiało ją w rozpacz. Przypisywała je niezręczności Dżemmy, głupocie Bianki i na wszystkich wyrzekać zaczęła, łając ich i grożąc.
Dudycz niewielu słowami uniewinniać się starał.
Po krótkiej rozmowie, gdyż królowa nadto była rozgniewaną aby ją prowadzić długo, Dudycza odprawiono do jutra.
W przedsieni czatujące pochwyciły go panny dworskie Bony i zaprowadziły do siebie, domagając się, aby im o żonie swej i Biance opowiadał. Ale Dudycz ostrożnym był i mało co się od niego dowiedziały; z humoru tylko jego i królowej domyślać się mogły, iż zaszło coś niespodziewanego i niepożądanego.
Dudycz nie mogąc na króla, narzekał na „boćwinę“ litewską, jak on ją zwał, na obyczaj dziki, na wszystko.
Drugiego dnia o zmroku zaprowadzono go do królowej, która już była nieco ostygła, ale rozczytawszy się w listach i rozmyśliwszy, doniesienie Dżemmy wzięła do serca. Nie wątpiła już
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.