mniejszego pozoru, coby go mógł usprawiedliwić, napróżne były ze strony Elżbiety.
Codzień prawie spotykały ją dotkliwe przykrości, które w milczeniu połykać musiała, taić i twarz, na przekór im, okazywać wesołą. Bona za poradą swego astrologa i lekarzy, przestrzeżona, iż młodej królowej drażnienie niebezpiecznem być mogło, właśnie zdawała się rachować na nie, aby chorobę, o której wiedziała, na której objawy czatowała, wywołać.
Lecz szczególnem zrządzeniem jakiemś, Elżbieta, którąby może szczęście zmogło, ucisk wytrzymywała bohatersko. Hölzelinowna, czuwająca nad nią, każdego dnia dziękowała Bogu, gdy przeszedł bez wypadku. Lękała się, aby kiedy paroksyzm ów straszny nie pochwycił królowej w chwili, gdy na nią dwór i stary król patrzał.
Zygmunt dotąd, gdy o chorobie synowej Bona mu mówiła, kłam jej zadawał. W istocie kilka razy ze znużenia, po łzach, po wielkiem zmartwieniu w nocy dostawała Elżbieta tego zdrętwienia, gdy oprócz piastunki, nikt nie był jego świadkiem. Przechodziło to snem do rana, a choć nazajutrz bladą była i twarz świadczyła o znużeniu, Hölzelinowna zaprzeczała chorobie i sama Elżbieta zaręczała, że jest zdrową. W tem, jak w innych sprawach, nie powodziło się teraz Bonie, a przy jej charakterze gwałtownym łatwo się domyśleć do jakiego stanu to ją doprowa-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.