— Tak jest — odparł król sucho. — Nie mam i nie mogę mieć żadnej wymówki, jestem jej mężem, powinienem z nią żyć.
Sama W. K. Mość w liście do Herbersteina pisałaś mu, że ja mam własną wolę i mogę postąpić jak chcę. Czynię więc wedle rady W. K. Mości, korzystam z prawa mojego.
Bona się podniosła z krzesła.
— Któż W. K. Mości mówił o liście do Herbersteina? — krzyknęła.
— Aleć on tajemnicą nie był — odpowiedział Zygmunt August.
Królowa już nie miała co rzec na to, płakała gniewna, ocierając łzy i poruszając się na krześle, jak gdyby z trudnością na niem utrzymać się mogła.
— Tak więc — dodała z za łez — W. K. Mość także zrywasz ze mną, nie chcesz ani rady, ani dobrodziejstw moich, ani serca! Bardzo dobrze! ale raczcie pomnieć, że ze mną rozbrat wziąć można, ale mnie przebłagać potem, nigdy! raczcie pomnieć, że ja tu jeszcze w tem królestwie, dopóki pan mój i król żyw, coś znaczę, a gdyby nawet Bóg mi go wziął, mam przyjaciół i obrońców mieć będę.
— Boli mnie — zimno odezwał się August — że W. K. Mość mnie już dziś jakby nieprzyjacielem swym a nie dzieckiem liczysz, gdy nic nie uczyniłem.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.