Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! na obietnicach u nich nigdy nie zbywa — rozśmiała się Bona.
Rozmowa zdawała się wyczerpaną. Królowa wiedziała to o czem się przekonać chciała, młody król też czuł, że stosunek dawny z matką może na zawsze został zerwany i zmieniony.
Wielką, namiętną miłość miała zastąpić nienawiść.
Nie zbliżając się nawet do matki, która w krześle swem siedziała rozparta, skłonił się nizko i zwrócił ku drzwiom. Bona, zapewne spodziewając się czegoś więcej, rzuciła się jakby gonić za nim chciała i pomiarkowawszy zaraz, głową skinęła, padła na poręcze siedzenia.
Zygmunt August krótko się zatrzymawszy w przedsieni, gdzie na niego czekali komornicy, zwrócił się do mieszkania żony, którą widział tylko zdaleka.
Zajmowane przez nią izby były tak szczupłe i niewygodne, że w głównej z nich zasłona wielka zawieszona w połowie oddzielała część jej od sypialni, w której Hölzelinowna siedziała.
Elżbieta zdawała się oczekiwać na męża, siedziała przy stole przebierając w otwartej szkatułeczce, zawierającej listy ojca, matki i rodzeństwa. Wyraz niemal dziecinnego wesela twarzyczkę jej nieco bladą ożywiał. Widać było, że w tej chwili nadzieja czyniła ją szczęśliwą.
Zdala posłyszawszy kroki, domyśliła się uko-